Zatrzymamy w kadrze to, co nieuchwytne,
co trwa jak mgnienie chwili,
tej JEDYNEJ,
która się już nie powtórzy...
Dla Ciebie zachowamy ją na wieczność...



20071110

Nowy film, ale NIE polecamy...

Na poczatku były zdjęcia, potem film. Teraz jednak film jest "na pierwszym planie". Książki i czytanie poszły do lamusa. A ja z tych upartych, co wierzą w stare, dobre i piszą opowiadania. Co prawda nie do szuflady, tylko na blogu, więc coś z tej współczesności mi się jednak udzieliło. Przeczytajcie, przynajmniej będzie o filmie i to na pierwszym miejscu!
Wstęp.
Sesja plenerowa przed ślubem.
Panu Młodemu dzwoni telefon. Niby nie powinno to dziwić w XXI-ym wieku, ale jeśli jest dzień Twojego ślub, jesteś na sesji zdjęciowej ze swoją przyszłą żoną, jest super atmosfera i w tym czasie dzwoni do Ciebie pełen pretensji kamerzysta, że "dlaczego jesteśmy tam bez niego?!?!?!!?" To chyba trochę dziwi. Ale to tylko początek. Cdn.
Błogosławieństwo w domu Panny Młodej.
Wkracza obrażony Pan Kamerzysta (później zwany Panem K). I od progu zaczyna organizować plan filmowy.
-"Państwo Młodzi niech staną tam, nie, nie, tam gdzie pokazuję, a rodzice tutaj, o, nie nie, proszę się jeszcze przesunąć. Gdzie są obrączki? Proszę je tu przynieść! No dobrze, możemy zaczynać. Tata mówi jako pierwszy, uwaga, start! STOP, STOP, STOP!!! Pan (wskazując na Pawła, który stanął obok, aby zrobić zdjęcie) nie może tu stać, proszę pana. Proszę stąd odejść. No dobrze, zaczynamy od nowa."
Trwa błogosławieństwo.
-"OK, dziękuję! A teraz wszyscy staną obok siebie, a pan (znów wskazując na Pawła) zrobi Wam zdjęcie." Oszołomiony Paweł, który nagle dowiedział się, że jest tu kierownik planu, robi zdjęcie.
-"No proszę. Oooo, pięknie! Dziękujemy, teraz możemy jechać do kościoła."
Możemy jechać do kościoła. Dzięki Bogu! Tzn dzięki Panu K.
W kościele.
Stoję przy ołtarzu, aby uwiecznić moment, jak ojciec wprowadza Pannę Młodą do kościoła, gdy nad uchem słyszę gromkie: "Pani nie może tu stać, proszę się przesunąć!"
Stoję oniemiała. I to jest błąd, bo słyszę: "OK, sama Pani tego chciała" i zostaję brutalnie potraktowana z łokcia. W kadrze, zamiast ojca i córki, zostaje uwieczniona kamera.
Msza Święta.
Tylko zależy dla kogo święta...Pan K. jest wszędzie: podjeżdża z kamerą pod młodych i szepce (no, bo przecież jest w kościele): "A teraz chwyćcie się za rączki i buzi. Okej!", "A teraz patrzcie sobie w oczki. Okej!"
Pan K. nie zapomina także o gościach. Każdy będzie "w kamerze"! Razem i z osobna, z prawa i z lewej, najazd szybki i woooolniutki. Pan K. niczym wprawny akrobata robi wygięcia i przysiady i obroty i gwałtowe najazdy. Ach, cóż to będzie za film!
Przysięga.
Jak się okazuje, oprócz nas dwojga i Pana K. jest jeszcze żona Pana K. Oczywiście także uzbrojona w kamerę. Tyle, że na olbrzymim stojaku, którym zastawia młodych z tyłu. Kiedy staję obok niej, stuka mnie w ramię i mówi: "Pani nie może tu stać." HHHmmm, teoretycznie nie powinno mnie zamurować po raz drugi na jednym ślubie (nooo chyba, że byłby to mój własny ślub), ale jednak! Udaje im się! 2:0!
Wyjście z kościoła.
Stoję na końcu kościoła i co widzę? W połowie drogi stoi olbrzymi trójnóg z kamerą, który kompletnie zagradza przejście Młodym. Młodzi nadchodzą wolnym krokiem, sami zastanawiając się chyba, którędy uda im się przejść...Ale...udaje się!!! Szybkim ruchem, kiedy Młodzi są jakieś 20 cm od kamery, żona Pana K. składa trójnóg i ...ufff, pozwala im przejść. Wszyscy odetchnęliśmy. Udało się, niczym (sic!) niezakłócona uroczystość dobiegła końca.
W drodze na wesele.
Jedziemy tuż za młodymi krętymi, polnymi dróżkami, jest listopad, dosyć ciemno. Mamy super temat do rozmowy: taki fajny film ostatnio widzieliśmy!: nie tylko, że znamy osobiście całą obsadę, sami w nim graliśmy (ale chyba nas wytną...), to jeszcze czeka nas epilog! Super! Nagle Paweł dostrzega w lusterku jadący lewym pasem samochód, który wyprzedza wszystkich z dużą prędkością i nagle...ostro hamując wjeźdża tuż przed nas!!!!! To chyba będzie jednak dreszczowiec, a miała być komedia...Nagle rzeczony samochód wyprzedza Parę Młodą i ryzykując życiem (czy tylko swoim???) jedzie równolegle do ich samochodu lewym pasem, jego kierowca wyciąga WIELKĄ kamerę, którą trzyma w prawej ręce i...filmuje Młodych.
Wesele.
Jest i Pan i Pani K. i my we dwoje, czyli pełnometrażowa obsada. Statycznie i dynamicznie. Pani K. ze statywem, Pan K. ubrany w kosmiczną kamizelkę z której wystaje 1,5 metrowe ramię z kamerą, a u dołu wielki monitor. To jest jednak PRAWDZIWY film! Prawdziwy reżyser, a nawet dwóch, jest Para Zakochanych, miłość i emocje! A na koniec na pewno będzie happy end! Odgadujemy wreszcie, jaki to gatunek: to będzie Love Story z domieszką horroru, z zacięciem kabaretowym i dramatycznymi wstawkami, czyli w sumie tragikomedia, z założenia film dokumentalny, ale lekko przygodowy, a nawet trochę dreszczowiec (nam przynajmniej ciarki po plecach przebiegały) .
Nieee, to był chyba jednak Science Fiction po polsku...
K.

1 komentarz:

Jo* pisze...

Całe szczęście, że na naszym ślubie nie będzie reżysera... W całości zaufaliśmy Tobie - Kingo i Pawłowi. I już nie mogę się doczekać, mimo ogromnej tremy :-) Pozdrawiamy Was serdecznie A.i R.